Kłodzko Główne blues
Dworzec w Kłodzku pamiętam z dzieciństwa bo tu kończył bieg nocny pociąg z Katowic i ze dwie godziny czekało się na pociąg do Długopola. Zwykle była to wczesnoporanna godzina. Pociągami podróżowałem zwykle z moim dziadkiem. W dworcowej restauracji wypijaliśmy herbatę, a potem siedziało się na peronie obserwując pociągi przemykające po licznych torach, albo manewrujące Fablokowskie przetokówki. Piękne duże spalinówki SU-45 czy brzydale ST-43 to była tu normalność. Uwielbiałem te maszyny i ten nieskażony trakcją elektryczną krajobraz! Tak mijał ten czas oczekiwania, zawsze coś się działo. Ostatni raz odwiedzałem ten dworzec w lipcu 97 gdy zawoziłem tu jedną z zalanych w Długopolu znajomych rodzin. Pociągi wtedy dalej za Kłodzko nie kursowały bo pozrywało mosty podczas powodzi.
Odwiedziłem też ten dworzec w tym roku po 12stu latach! Mimo iż samo Kłodzko odwiedzałem to tutaj nie wiedzieć czemu się nie zapuszczałem. Wiele się nie zmieniło ale całość jak wszystko mocno podniszczała, wasserturma o dziwo jeszcze stoi, dawną parowozownię z wachlarzową obrotnicą też jeszcze widać w tle. Pociągów też już znacznie mniej, pojedynczy pasażerowie snują się po dwóch peronach. Jakaś pani ukradkiem fotografuje peron z zawieszonego ponad długiego łącznika.
OK Byliśmy, zobaczyliśmy i wracamy do miasta na przepyszny panierowany ser z frytkami serwowany w pizzerii w budynku ratusza. Sam zastanawiam się dlaczego tak krótko podsumowałem te odwiedziny, chyba dlatego by bardziej mnie serce nie bolało gdy patrzę jak to wszystko dziadowieje... Do Długopola wróciliśmy dziwacznym pojazdem wyglądającym jak tramwaj na szynach czekając na niego w ponad godzinnym spóźnieniu!!! Ech gdzie te czasy gdy podjeżdżał skład z piętrusami ciągnięty przez śliczną SU-45...