Wrota fary


Rok: około 91~92

Miejsce: wyjazd od Baty - czyli przy banie na Nikiszu.

Popołudnie, jadę sobie rekreacyjnie rowerem - moją zdobytą na "G" (przez szwagra) damką Laura Special z 6ma czeskimi przerzutkami "Favorit". Jestem już na przejeździe i zaczynam lekko wchodzić w zakręt w prawo, gdy nagle zza pleców wypada Duży Fiat - biorąc z piskiem opon ten winkel przy torach i kierując się w stronę Nikisza, czyli w tym samym kierunku co ja. Czuję, że coś pójdzie nie tak, zatrzymuję rower i obserwuję. Kierowca Fiata, po wyjściu z zakrętu w prawo traci panowanie nad pojazdem, samochód zarzuca dupą na lewo, więc kierowca kontruje manewr! Teraz już wiem, że to nie może się dobrze skończyć - pęd jest za duży. Samochodem zarzuca w prawo i łukiem kieruje się on prosto w ceglany mur fary! I pierdut! Jakimś cudem - może ten tam na górze interweniował - Fiat trafia w mur idealnie prostopadle przednią maską w miejscu, gdzie akurat znajdują się drewniane wrota wjazdowe na podwórze fary! Dwuskrzydłowe drewniane wrota z hukiem równocześnie otwierają się zgwałcone impetem natarcia maski Fiata. Teraz następuje cisza, wysiada młody chłopak i też nie wierzy jak to się stało. Stare babcie obserwujące zajście już podchwyciły temat, tego nie da się ukryć - wiadomość rozejdzie się natychmiast po dzielnicy... Chłopak też był mieszkańcem dzielnicy, nieco starszym ode mnie. Wtedy posiadanie auta znacząco podnosiło status wśród kumpli - jeszcze miejscowych hokeistów! a głównie były to używane Maluchy, potem Duże Fiaty, czasem Dacie, Skody jakieś czy rzadziej Poldki. Drewniana brama fary wytrzymała, pękła jedna deska, na innych pozostały trwałe rysy i to wszystko - funkcjonowała bez remontu dalej przez lata. Współcześnie te deski są już wymienione.


Rzadko jestem świadkiem tego typu sytuacji, nie przytrafia mi się nic nadprzyrodzonego, jak wielu znajomym - nie widziałem nigdy tajemniczych światełek na niebie, albo zwłok na drodze w czarnym worku, wypadki też dzieją się wcześniej lub później. Oprócz tego incydentu, widziałem naocznie jeszcze dwa zdarzenia, gdy w Malucha mojej mamy wjechała z podporządkowanej biała Skoda (jechałem z naprzeciwka innym samochodem akurat w tej samej chwili) no i w dniu dzisiejszym - jadąc linią M101, gdy na skrzyżowaniu (jedziemy na zielonym) widzę z prawej "na strzałce" włącza się do ruchu osobówka i wcale nie zwalnia! Pierdolnęła bokiem prosto pod moim oknem - w okolicy przedniego koła tego Solarisa. Ajaj ten huk trzaskanego plastiku jest taki nieprzyjemny! Cóż, to był koniec jazdy dla pasażerów, choć autobus porysował jedynie lekko lakier i stłukł boczny odblask, czego już nie można powiedzieć o czarnym Oplu - sprawcy.

Komentarze

Popularne posty