Byłem w „Kuli”

I to nie chodzi o spełnianie marzeń, bo w tej kwestii pole działania jest znacznie, znacznie szersze, nieoczywiste często, mogące mieć nawet wymiar ostateczny np. zobaczyć i umrzeć (mam jedno takie). To coś innego, o efekcie przyciągania do siebie bez jasno zdefiniowanego powodu - stąd moje odwołanie do filmu - lub jakichś cząstkach wcześniejszych działań, które nagle mogą się ułożyć w prawidłową całość, tylko trzeba się zdobyć na pewne (śmiałe) kroki. Opisywane miejsce tak właśnie na mnie podziałało, po prostu poczułem, że chcę i muszę tam pójść kolejny raz, ale żeby dokonać czegoś innego, czegoś tylko mojego…
Wielokrotnie już, wcześniej obcując z postindustrialną przestrzenią, doświadczałem pewnej integracji z „tu i teraz”, gdy zastana rzeczywistość należała tylko do mnie, dając mi pełne pole działania, i nierzadko podszyte to było pewną może arogancją: w stylu byłem, widziałem, teraz mogą już wyburzyć – tak bywa, serio mówię!:)
Być może to miejsce tak we mnie „zaiskrzyło”, ze względu na swoją nietypowość wizualną – zewnętrzną? Bo będąc na terenie pierwszy raz - 12 lat temu – ten obiekt natychmiast przykuł moją uwagę (jak chyba większości świadomych industrialu) i zacząłem dopytywać się jakie ma / miał przeznaczenie, dowiedziałem się tego i tym bardziej zechciałem zobaczyć wnętrze, co jednak okazało się tylko częściowo możliwe, bo zza krat uniemożliwiających dostęp. Ale zobaczyłem cząstkę i zakodowałem ten fakt (niedostępności) w pamięci. Dlatego teraz postanowiłem w pełni oddać się tamtej przestrzeni, takiej zwykłej ale takiej niedostępnej, tworząc docelowy motyw „Indunatury” i to było piękne doświadczenie. Efekt zaprezentuję w maju.
To tak o pięknych rzeczach akurat w okresie tych Świąt niech będzie.
Acha, zając już był i na razie wziął zaliczkę, zapowiedział, że odezwie się do tygodnia! ;) #oczekuję #wigil

Popularne posty