night ride
Tak, wziąłem udział we wczorajszym Night Bikingu z pełną świadomością nieprzespanej nocy i taszczenia plecaka ze sprzętem i wyjmowania go czasem dość niespodziewanie! :) Oczywiście każdemu z nielicznych znajomych coś wypadło i jechałem sam nieznany i nieznający nikogo. Ale warto było, mimo dosyć częstych STOPów - bo ktoś chycił pana, albo się wywrócił itp. Tempo jazdy stopowane było przez prowadzącego i chyba tak jest optymalnie, bo każdy dojedzie, ale chwilami pozwalaliśmy sobie myknąć mocno do przodu, żeby potem grzecznie zwolnić i wrócić do pozostałych. Nocna jazda najgorsza jest przez las (jeździłem trochę ostatniej zimy) i przypomina mi niepokojący sen - światło halogenka generuje taki dwuwymiarowy, klaustrofobiczny obraz, nie istnieje dalszy plan, bo wzrok skupia się na wypatrywaniu przeszkód na drodze, a w przypadku wielu rowerzystów jeszcze trzeba kontrolować odstęp, patrzeć, by nie zajeżdżać itp. Podjazd na hałdę w Bożych Darach był spoko, choć asekurancko wolałem wypiąć jednego buta, w sumie muszę częściej dawać sobie takie podjazdy, bo jazdę na najmniejszej z przodu i górnych z tyłu praktykuję zwykle okazyjnie na wiślanych górskich ścieżkach, a to też wymaga wyuczenia pewnych przydatnych nawyków. Najlepszym etapem całej jazdy, był nocny przejazd przez centrum Kato - wielu ludzi akurat kończyło sobotnio-niedzielne przesiadywanie w lokalach i widząc nas jadących (i ten niesamowity szum opon!) - klaskali i wykrzykiwali entuzjastycznie i to było FAJNE! Następny rajd pod koniec czerwca - jak pogoda dopisze, to też będę i może znajomi nieliczni... :)
Komentarze
Prześlij komentarz