znaków ostrzegawczych niedziela
Wyrwałem dziś na rowerek bo się ociepliło a wiatr nieco wyhamował... Drogi w miastach stosunkowo puste, ale zdziwił mnie fakt fali czerwonych świateł niemal na każdym skrzyżowaniu w dodatku na przejściach dla pieszych zwykle nikt nie przechodził – kto więc włączał te przyciski? Uznałem to za jakiś znak – że ktoś czuwa i ostrzega więc bez chojraczenia zamiast omijać sygnalizatory zjeżdżając na chodnik grzecznie stawałem i czekałem! Przetestowałem nową drogę obok rekultywowanych już hałd przy Ficinusie i Jedności. W Siemianowicach na familokach przy Richterze spotkałem dwóch z trzech starych gołymbiorzy siedzących na tej samej ławeczce pod chlywikami – tak jak ich fotografowałem dwa lata temu. To też był jakiś znak bo dziś rano przeglądając archiwum to zdjęcie wpadło mi „na warsztat” do ponownego wywołania. Pogadaliśmy albo połosprawialimy chwilę i bijąc się w pierś obiecałem przywieść następnym razem odbitki. Na Bytkowie odwiedziłem rodzinę od strony taty, o której istnieniu do niedawna nie miałem pojęcia. Oddałem zdjęcia robione poprzednio. Miło posiedzieliśmy z godzinkę na uroczym ogródku przy kawie i kołocu. Zauważyłem że to jedno z nielicznych miejsc gdzie z żadnej strony nie wyrastają w krajobrazie wszechobecne Fabudy, a jest ich tam wokół mnóstwo! W Chorzowskim Parku odwiedziłem „miasteczko ruchu drogowego” - uuu lata świetności tego miejsca już bezpowrotnie przeminęły, nędza Panie zresztą jak w wielu miejscach tego wspaniałego parku... Dalej to już standardowo: wsunąłem mega-gofra z dżemem i śmietaną za 7zł:) A na obiad Grandera w KFC :) Przeskoczyłem przez „Alpy” i jak zawsze Ludwika (pod prąd) i dalej w stronę jednej z powrotnych tras do domu...
Łagisza kwitnąco!
Pomarańczowa budka na torowiskach.
Komentarze
Prześlij komentarz