Deutschland, Deutschland...

W okresie przedświątecznym często się wspomina jak to było w dzieciństwie na święta, jakie prezenty itd. Ostatnio z kolegą w pracy wspominaliśmy najbardziej nietrafione prezenty. Już nie będę wspominał o laciach czy skarpetach, bo to się szybko z pamięci ulatnia, ale jeden prezent-rozczarowanie utkwił mi w pamięci najbardziej.
Modele sklejać uwielbiałem, ale jak to zwykle w życiu bywa po jakimś czasie zadowolenia Łosiami, Karasiami, Iskrami czy kilkoma fajniejszymi "Matchboxami" dowiedziałem się od starszego kolegi, że w modelach do sklejania też istnieje półka wyższa. Sklep z tymi cudami znajdował się w Katowicach na Plebiscytowej - "Model Hobby" i od pierwszej wizyty w nim już nic nie było tak samo! Owszem czasem uzbierałem tam na jakiś samolot z KP (czeska firma Kovozavody Prostejov), bo jakościowo były znacznie lepsze od polskich ale już taka marka Revell to był hi-end, sfera marzeń itd.
Do tego dowiedziałem się, że oprócz samego posklejanego modelu i kalkomanii istnieją jeszcze specjalne farbki do jego pomalowania - równie drogie marki Revell i nieco tańsze Humbrol... Ot cały biznes dla pasjonatów z zasobnym portfelem, bo to wszystko było sprowadzane - stąd kosmiczne ceny, a w składnicach harcerskich czasem trafił się jakiś Matchbox, a poza tym nic albo polskie wypieki...
Gdy moje hobby postępowało i wzmagała się rywalizacja ze starszym kolegą mieszkającym dwa domy dalej, z myślą coraz to nowych zakupów oswoili się rodzice i jakoś tak sobie oszczędzałem... Przed którymiś tam świętami pod koniec lat 80tych nareszcie padło pytanie "...który taki lepszy model byś chciał na gwiazdkę?" W tym czasie miałem pożyczone foldery z Matchboxu i kolejnego "hi-endu" w branży - firmy Tamiya, tam się naoglądałem co dodatkowo wzmogło apetyt, więc odpowiedziałem że chciałbym jakiś model pancernika z WW2, ponieważ okręty wojenne interesowały mnie już dużo wcześniej, literatury w domu trochę na ten temat było, bo ojciec służył w marynarce.
No i nadszedł dzień i wyciągnąłem spod choinki paczuszkę hmm no właśnie: paczuszkę, a nie paczkę i od razu mnie to zastanowiło jak tam się zmieści taki wielki okręt. Zanim otwarłem właściwe pudełko ukazała mi się kartka z życzeniami i informacją, że na ten prezent składała się cała rodzina! Otwarłem: to był pancernik "Deustchland"  i wtedy padła ta myśl "dlaczego on jest taki mały?" "i nie jest firmy Revell, ani Tamiya". Wiecie jak to jest, gdy człowiek sobie coś kupi i to coś nie spełnia albo zachcianki albo tego, do czego zostało przeznaczone - np. obiektyw z backfocusem itp. Tak też się czułem wtedy pozornie ciesząc się z prezentu, a mikry model włoskiej firmy Italeri był w skali 1/720, ale miał ruchome wieżyczki i same działa artyleryjskie, chociaż tyle. Oczywiście niebawem posklejałem go, choć bez wielkiego entuzjazmu. I mam go do dziś w stanie niezłym, spoczywa w szafce kryjącej moje najcenniejsze pozostałości z tamtych lat. Natomiast inny model wspaniałej marki Revell w końcu też zakupiłem, ale o tym będzie kiedyś kolejny wpis.

Komentarze

  1. miałem taki sam zawód gdy sklejałem lotniskowce (też chyba z Italieri), które były w skali mikro. aż się odechciewało tego robić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty