under S.
Miasto S. bardzo lubię, rodzinnie też jestem z nim związany, choć w dzieciństwie – rzadko – ale bywałem i mam zakodowane konkretne wspomnienia oraz kadry okolicznego krajobrazu. Szkoda, że tak straszliwie zostało wykastrowane z przemysłu po latach transformacji. Nie ma już trzech kopalń, oraz dużej huty, chyba że zerkniemy na ten film z YT, gdy w 92 roku wszystko jeszcze pozytywnie się toczy ku przyszłości! W mieście S. zabudowa jest mocno zróżnicowana, część starych kamienic w ścisłym centrum, Pałac i Pałacyk, są familoki i całe dzielnice niemal wklejone w dawne mury okolicznego przemysłu, są bloki i są Fabudy, nowe osiedla, choć te nie interesują mnie wcale, jest „wiejski Śląsk”, sielankowe uliczki, kostki Gierka i pola rozpostarte od podwórza, a na jednym nawet Biedra wyrosła! W każdym razie S. posiada takie miejsca, że gdy się w nich znajduję, to tak mnie miło na sercu chwyta coś i w głowie mi mówi: „tutaj chciałbym mieszkać, tutaj mógłbym mieszkać choćby od zaraz”. Kaj stary stoi szyb… – to słowa z pamiętnego utworu i szyb ten wciąż jeszcze stoi nieopodal centrum, choć faktycznie nie ma na jego kołach już lin – wciąż posiada swoją realną głębokość.
I co w związku z tym? Ano tak ostatnio się zdarzyło, że pośród ~70 tysięcy mieszkańców i wszystkich innych, przebywających akurat w granicach miasta S. –byłem jedną z dwóch osób – przebywającą ponad 200 metrów pod ścisłym centrum! Muszę przyznać, było to bardzo dziwne doświadczenie.
O ile pod ziemią czasami bywam, zwykle są to skupione obszary górnicze, choć i owszem dużo głębiej, ale są one jednak „zaludnione”, albo przynajmniej załoga znajduje się na innych poziomach, ale też pod ziemią w danej okolicy. Tu było zupełnie inaczej, oprócz nas dwóch, pod miastem nie było nikogo co najmniej w odległości 2,7 kilometra. Taka odległość dzieli wspomniany „stary szyb” od szybu wentylacyjnego, którym jedynie można się pod ziemię dostać. Uczucie odrealnienia było jeszcze większe, gdy okazało się, że chodnik łączący oba szyby na odcinku ok. 2 km jest idealnie prosty! To jeszcze kilkaset metrów więcej, niż te wałbrzyskie tunele, w których też na przestrzał widać mały biały punkcik, tymczasem w chodniku z dwóch kilometrów było widać świecącą jedyną lampkę – taki totalny distant light – który widzisz, ale niemożliwie długo do niego docierasz.
Wyobraźnia działa na obrotach w takim miejscu np. ta scena ze Szklanej Pułapki III, gdy drążony tunel z daleka zalewa woda – tutaj by była o wiele bardziej dramatyczna, żadnej możliwości ucieczki na taką odległość i w tak ciasnym chodniku! Bez happyendu zdecydowanie.
Tak, tym razem było inaczej, poczułem się jakoś tak podniecony sytuacją, mimo, iż to przebywanie tam nie miało przecież żadnych realnych korzyści, ani żadnego znaczenia dla wspomnianych tysięcy mieszkańców 200 metrów nade mną.
zazdoszczę, pozdrawiam z miasta S :)
OdpowiedzUsuń