Linia zagłady

7mego lipca mijała okrągła rocznica powodzi stulecia z 1997 roku. Chociaż w najbliższej okolicy mojego zamieszkania nic się dramatycznego nie działo, to jednak pamiętam ten czas dobrze, nie tylko z telewizora czy utworu „Moja i twoja nadzieja”. Tak się złożyło, że miałem zaplanowany lipcowy urlop w Kotlinie Kłodzkiej i wypadało to dwa tygodnie po przejściu wielkiej wody. Wyjeżdżając tam, nie miałem świadomości jak ogromne straty zostały wyrządzone i jak smutne widoki będzie mi dane oglądać. Już na trasie Mikołów – Gliwice oczy otwierał odrealniony widok potężnej lokomotywy ET22 leżącej na boku podmytego nasypu kolejowego tuż przed wiaduktem! Szwagier wynalazł wtedy dobry skrót omijający całe Gliwice, że wylatywało się na DW408 już przed Sośnicowicami (dziś droga Przyszowice – Bojków – Sośnicowice, to moja ulubiona trasa na wymknięcie się rowerem z objęć aglomeracji) Pierwszy poważny szok pojawił się już na wjeździe do Kędzierzyna, gdzie mniejsza Kłodnica dokonała dzieła masowego zniszczenia, dalej było tylko gorzej, ale krajówka DK40 była przejezdna. Następny szok uderzył w Nysie…, Kłodzko w dolnej części umarło, pociągi do Międzylesia nie kursowały z powodu zniszczenia wiaduktu, Bystrzyca w dolnej części zabudowy także martwa, Bardo podobnie! Bo tam wszędzie pod murami przepływa Nysa Kłodzka, w Międzygórzu niewinny strumyk Wilczka zmiótł 5metrów wodospadu i zrzucił całe kamienne zwieńczenie okazałej zapory, która przelała górą! W Długopolu dom wujka, oprócz zalanych piwnic nie ucierpiał, mimo, iż Nysa przepływa 10metrów dalej, ale jest obniżenie terenu, a dolne mieszkania w poziomie półpiętra. A jednak w domu obok (i większości przy tej ulicy) przyziemne kondygnacje parterowe zalane do poziomu metra, osobiście odwoziłem jedną zaprzyjaźnioną rodzinę do Kłodzka na pociąg – żona i dzieci wyjeżdżali do znajomych, przeczekać…, ojciec zostawał na miejscu żeby ogarniać ten chaos, to było strasznie smutne przeżycie, nawet nie było o czym nawiązać rozmowy po drodze w aucie, w ich oczach po prostu wciąż rozgrywała się ta tragedia. Byłem świadkiem tamtych wydarzeń, ale jeden szczegół był wiążący niezależnie od zalanej miejscowości. Ta charakterystyczna linia na elewacji budynków – linia zagłady! Poniżej której wszystko zniszczyła woda, a powyżej istniało złudzenie, że jest jak dawniej. Te linie pozostawały na elewacjach przez wiele lat po powodzi, jeśli budynek nie przechodził gruntownego remontu i osuszenia po zalaniu. Częstokroć nawet po otynkowaniu, za kilka lat siedząca w murach powodziowa gangrena złowieszczo się uwidaczniała łuszcząc nowy tynk od podłoża, po „wirtualną” linię zagłady! Wczoraj przejeżdżając rowerem przez Kędzierzyn w kilku domostwach, przy samej drodze udało mi się dostrzec wciąż trwające skutki wody sprzed 20stu lat, oczywiście złowieszcza linia także daje się zauważyć.
A wracając do feralnego urlopu, to mimo tych wszystkich szokujących obrazów był one udany, drogi dojazdowe do okolicznych miejscowości czy uzdrowisk były przejezdne, bądź prowadzone objazdami, zwiedzaliśmy jak typowi turyści to, co było zaplanowane, spotkałem przyjaciółkę z lat dziecięcych, a w Bardzie kupiłem pierwszy numer ciekawego czasopisma Techno Party z płytką CD „New Psychedelic” Matsuri Productions :) Skrajnie idiotyczne była też kąpiel w rzece Nysie pod domem wujka, woda była permanentnie koloru brązowego – zapewne niosąc cały ten syf wiele dni – a poziom wody przekraczał miejscowo dobre dwa metry, tam, gdzie lata wstecz oraz współcześnie ledwo można było nogi moczyć, ale zabawa z miejscowymi znajomymi była fajna ;)

Komentarze

Popularne posty