klopsztanga


- i to najbardziej osobliwa, jaką widziałem! Gdy będę tam następnym razem, przyjrzę się kotwieniu tych szyn, bo przecież pytanie samo się stawia - jak u diabła głęboko trzeba było to wkopać, żeby szyny nie wypieprzyły się z ziemi ze swoim własnym ciężarem, np. w momencie, gdyby ktoś chciał zrobić fikołka. Trzeba nie lada "okrężnej" wyobraźni, żeby zmajstrować trzepak z tak ostatecznych elementów podporowych! :) Ale, jak to w życiu bywa - coś jest tak wytrzymałe, jak jego najsłabszy element. Tu widać go z daleka, bo przy takim "zespojeniu" słupów z rurą poziomą, to raczej niczego poza ręcznikami czy gaciami wieszać bym się tam nie odważył :D

Czy miałem klopsztangę w dzieciństwie? No pewnie, istnieje do dziś. Tyle, że ojciec skonstruował ją z konkretnych rur, że nawet rdza tego przez 40 lat nie nadwerężyła. Ile razy trzepano na niej dywany? Policzyłbym na palcach jednej ręki, za to ile razy służyła jako bramka - całe życie! Do tego posiadała jeszcze dwie funkcje - dodatkowa węższa sekcja była wydzielona i miała na stałe zamocowane haki do huśtawki, zaś pomiędzy rurami wsporczymi można było zawiesić hamak. Obecnie wciąż kolejne pokolenia stoją tam na bramce, a jak kto nie obroni, ten dyla po bala (po piłkę) przez płot do sąsiada...

Komentarze

Popularne posty