uroki INDUNATURE


Indupiknik zaliczony! Urok cynkowo-ołowiowej hałdy jest niesamowity, zróżnicowanie terenu, najprzeróżniejsze formy „skalne”, ogromne pęknięcia podłoża, obsuwiska wielkich głazów. Czułem się jakbym spacerował po Szczelińcu tylko w nieco mniejszej ogólnej skali. Widoki owszem piękne: na pierwszym planie dwa kominy wydziału hutniczego dawnego ZGH Orła Białego, i to wciąż funkcjonuje w jakiejś cząstce, dalej kilka kominów – to horyzont Bytomia, można je policzyć już zaledwie na palcach obu rąk, na prawo Julka, potem Anda, Jowisz, Grodziec, Łagisza, kończąc na Azotach i Elcho i to w zasadzie wszystko co pozostało po dawnej potędze. Wracając do naszej hałdy, do miejsca docelowego prowadzi kręta ścieżka, wszędzie wyrastają drzewa głównie brzozy, wszystko takie karłowate. Struktura i kolorystyka skał do prawdy jest niesamowita, wszelkiej maści brązy, żółcie i złamane czerwienie czasem przeplecione białym osadem – jak śnieg na skalnych górskich przepaściach. Już prawie dochodzę do celu, na lewo pod równym skosem wysoka skarpa zbiega do stawu a wyobraźnia rysuje mi tutaj bohaterów „Soli” Kutza – w scenie gdy ratując się ucieczką wszyscy zbiegają z hałdy wprost do wody (uściślając - to był staw Marcina na Martinschachcie). Po dotarciu na miejsce widzę piknikujących już ludzi na hałdzianej rozległej łące oraz rozstawione kolumny do późniejszego koncertu. W wąwozie tuż obok ekipa rozpoczyna rozgrzewkę w turbo golfa, no to się przyłączę... Zdecydowanie służy mi ta atmosfera!

Komentarze

Popularne posty