Pies trolejbusowy
Gdy jakiś czas temu przypomniałem sobie pewną napotkaną w dzieciństwie lat 80tych sytuację, pomyślałem ale to było! I prawie natychmiast zmartwiłem się, że nawet nie mam co o tym wspominać, bo przecież nie jestem w stanie znaleźć czegoś takiego współcześnie.
Spróbujmy może tak: Giszowiec, ogródki działkowe za nojbau. Wracam z tatą, dziadkiem, wujkiem, kuzynem (różne konfiguracje) ze spaceru – z pobliskiej Boliny, czy może nawet z naszego Podmieścia. Te ogródki zawsze były fajnym skrótem, po wyczerpujących spacerach, gdy tymczasem w domu przy ul. Kowalczyka, mama z babcią przygotowywały jakiś sobotni czy niedzielny obiad. Więc działki jak działki – zieleń wszędzie, główna aleja i wąskie alejki odchodzące na boki wśród ogrodzeń ogródków, na końcu głównej alei widać kończące ogrodzenie, ale gdy się tam dojdzie, biegnie wzdłuż niego alejka również prowadząca w lewo i w prawo. Zaś na wprost – za ogrodzeniem jest ogrodnictwo z wielkimi foliowymi namiotami i szklarniami, a dalej teren szybu Roździeński. Idziemy więc w prawo – do furtki wyjściowej jest jeszcze 130 metrów, wówczas każdy z nas już tylko czeka – kiedy?!
Kiedy co?
Oto słychać już dźwięk zapowiadający – świst czegoś szybko przesuwającego się na stalowej lince. Linkę można już dostrzec – biegnie na wysokości wzdłuż ogrodzenia po tamtej stronie – bo zaczyna się nerwowo kołysać. Tak, nadbiega! Oto jest, przedstawia się wściekłym ujadaniem i tymże odprowadza nas już do końca, za siatką, strażnik terenu ogrodnictwa – pies „trolejbusowy”! Taka osobliwość jest już od lat wpisana w to miejsce, a gdy byłem znacznie mniejszy, wujek ochrzcił tego psa mianem trolejbusowego – co wynika z tego zapięcia do linki i tak już zostało!
Współcześnie jakaś cząstka ogrodnictwa wciąż istnieje, oczywiście po egzystencji psa oraz jego mechanizmie przesuwu nie ma już śladu. Możliwe, że dawniej, gdy nie było monitoringu, czujników ruchu czy wynajmowanej ochrony – tego typu rozwiązanie było idealne?! Wiadomo, kwiaty zawsze w cenie, badylarze przy forsie, nikt nie będzie się kręcił w pobliżu... a i zwierzęciu chyba krzywda się nie działa, miał powiedzmy kontrolowaną swobodę wybiegania i wiedział (tak sądzę) gdzie nie popełnić błędu, by nie wpaść w kłopoty „na linii”:) Nidy nie widziałem podobnego rozwiązania gdzie indziej, być może było / jest bardziej powszechne niż sądziłem? Zagooglowałem sobie nawet przed chwilą hasłem „wybieg pies na stalowej lince” i voilà „Linka stalowa x 2 z amortyzatorem dla psa 3m + 15m” – można zakupić!
I to by był w zasadzie koniec wspomnieniowego wpisu.
ALE
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu – udało mi się współcześnie trafić w miejsce, gdzie funkcjonuje „pies trolejbusowy”! Oczywiście żeby nie było tak wszystko fajnie i w ogóle – zdjęcie będzie tylko takie i żadnego więcej. Widać na nim całkowity naciąg liny, przywiązanej do pnia na drugim końcu oraz pieska, który jest do niej dopięty linką z kółeczkiem prowadzącym, co już tak widoczne nie jest – nie chciał ruszyć tyłka w stronę intruza, a taki kadr miałem już zaplanowany. Mianowicie zrobiłem je z ukrycia, ponieważ zagadywany wcześniej właściciel nie chciał żebym fotografował jego posesję i pieska, a ja chamówy w tej sytuacji odstawiać nie chciałem (nikomu krzywda się nie dzieje, a ludzie nie muszą wszystko wiedzieć od pismaków z aparatami). Ta okolica jest nieco dziwna, nie czułem się zbyt komfortowo podczas dwóch wizyt – pełnych oczywiście pokojowego nastawienia – i nie jest to tylko moje zdanie. Niby żywej duszy na ulicach, w miarę czysto, utrzymane domy, żadnych ruder, tylko ciągle czujesz na plecach wzrok zza każdego okna – po co ten obcy się tu kręci? Jakaś niewidoczna komuna, jak z odcinka X-Files. Naprawdę dziwne odczucie!
Jeszcze wypada oszacować odległość - pies w napotkanym gospodarstwie poruszał się na lince na odcinku 50 metrów, przy tym ten z giszowieckiego ogrodnictwa był naprawdę rekordzistą! Mierząc to na mapie wychodzi mi lekko 100 metrów, choć całkowita odległość wzdłuż ogrodzenia to ok. 145 metrów - kończąc na zabudowaniach i terenie, który był dostępny dla klientów, gdzie pies nie był dopuszczony ofc. :)
Cóż, oczywiście, że mam nadzieję trafić jeszcze pieska na takim mechanizmie – kiedyś. Trzeba tylko spenetrować więcej „wiejskiego śląska” – z dala od familokowych skupisk. Na wszystko przyjdzie czas, może pora przeprosić się z rowerem na sezon - zawsze to jakaś motywacja :)
Spróbujmy może tak: Giszowiec, ogródki działkowe za nojbau. Wracam z tatą, dziadkiem, wujkiem, kuzynem (różne konfiguracje) ze spaceru – z pobliskiej Boliny, czy może nawet z naszego Podmieścia. Te ogródki zawsze były fajnym skrótem, po wyczerpujących spacerach, gdy tymczasem w domu przy ul. Kowalczyka, mama z babcią przygotowywały jakiś sobotni czy niedzielny obiad. Więc działki jak działki – zieleń wszędzie, główna aleja i wąskie alejki odchodzące na boki wśród ogrodzeń ogródków, na końcu głównej alei widać kończące ogrodzenie, ale gdy się tam dojdzie, biegnie wzdłuż niego alejka również prowadząca w lewo i w prawo. Zaś na wprost – za ogrodzeniem jest ogrodnictwo z wielkimi foliowymi namiotami i szklarniami, a dalej teren szybu Roździeński. Idziemy więc w prawo – do furtki wyjściowej jest jeszcze 130 metrów, wówczas każdy z nas już tylko czeka – kiedy?!
Kiedy co?
Oto słychać już dźwięk zapowiadający – świst czegoś szybko przesuwającego się na stalowej lince. Linkę można już dostrzec – biegnie na wysokości wzdłuż ogrodzenia po tamtej stronie – bo zaczyna się nerwowo kołysać. Tak, nadbiega! Oto jest, przedstawia się wściekłym ujadaniem i tymże odprowadza nas już do końca, za siatką, strażnik terenu ogrodnictwa – pies „trolejbusowy”! Taka osobliwość jest już od lat wpisana w to miejsce, a gdy byłem znacznie mniejszy, wujek ochrzcił tego psa mianem trolejbusowego – co wynika z tego zapięcia do linki i tak już zostało!
Współcześnie jakaś cząstka ogrodnictwa wciąż istnieje, oczywiście po egzystencji psa oraz jego mechanizmie przesuwu nie ma już śladu. Możliwe, że dawniej, gdy nie było monitoringu, czujników ruchu czy wynajmowanej ochrony – tego typu rozwiązanie było idealne?! Wiadomo, kwiaty zawsze w cenie, badylarze przy forsie, nikt nie będzie się kręcił w pobliżu... a i zwierzęciu chyba krzywda się nie działa, miał powiedzmy kontrolowaną swobodę wybiegania i wiedział (tak sądzę) gdzie nie popełnić błędu, by nie wpaść w kłopoty „na linii”:) Nidy nie widziałem podobnego rozwiązania gdzie indziej, być może było / jest bardziej powszechne niż sądziłem? Zagooglowałem sobie nawet przed chwilą hasłem „wybieg pies na stalowej lince” i voilà „Linka stalowa x 2 z amortyzatorem dla psa 3m + 15m” – można zakupić!
I to by był w zasadzie koniec wspomnieniowego wpisu.
ALE
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu – udało mi się współcześnie trafić w miejsce, gdzie funkcjonuje „pies trolejbusowy”! Oczywiście żeby nie było tak wszystko fajnie i w ogóle – zdjęcie będzie tylko takie i żadnego więcej. Widać na nim całkowity naciąg liny, przywiązanej do pnia na drugim końcu oraz pieska, który jest do niej dopięty linką z kółeczkiem prowadzącym, co już tak widoczne nie jest – nie chciał ruszyć tyłka w stronę intruza, a taki kadr miałem już zaplanowany. Mianowicie zrobiłem je z ukrycia, ponieważ zagadywany wcześniej właściciel nie chciał żebym fotografował jego posesję i pieska, a ja chamówy w tej sytuacji odstawiać nie chciałem (nikomu krzywda się nie dzieje, a ludzie nie muszą wszystko wiedzieć od pismaków z aparatami). Ta okolica jest nieco dziwna, nie czułem się zbyt komfortowo podczas dwóch wizyt – pełnych oczywiście pokojowego nastawienia – i nie jest to tylko moje zdanie. Niby żywej duszy na ulicach, w miarę czysto, utrzymane domy, żadnych ruder, tylko ciągle czujesz na plecach wzrok zza każdego okna – po co ten obcy się tu kręci? Jakaś niewidoczna komuna, jak z odcinka X-Files. Naprawdę dziwne odczucie!
Jeszcze wypada oszacować odległość - pies w napotkanym gospodarstwie poruszał się na lince na odcinku 50 metrów, przy tym ten z giszowieckiego ogrodnictwa był naprawdę rekordzistą! Mierząc to na mapie wychodzi mi lekko 100 metrów, choć całkowita odległość wzdłuż ogrodzenia to ok. 145 metrów - kończąc na zabudowaniach i terenie, który był dostępny dla klientów, gdzie pies nie był dopuszczony ofc. :)
Cóż, oczywiście, że mam nadzieję trafić jeszcze pieska na takim mechanizmie – kiedyś. Trzeba tylko spenetrować więcej „wiejskiego śląska” – z dala od familokowych skupisk. Na wszystko przyjdzie czas, może pora przeprosić się z rowerem na sezon - zawsze to jakaś motywacja :)
super wyszło!
OdpowiedzUsuń