Pamiątka
po Kopalni Wieczorek:
Przypadki nie istnieją, dlatego w wyniku takiego, a nie innego splotu wydarzeń - w rezultacie odwiedziłem tego wspaniałego artystę! Ze mną to jest tak, że nie pcham się na siłę, jeśli nie mam konkretnego celu. Nie jestem rzemieślnikiem - portrecistą, który musi mieć każdego mniej, czy bardziej znanego, choćby ta osoba zajmowała się jakimś kosmicznie odległym zajęciem o którym nie mam pojęcia... W kilku przypadkach mnie to zgubiło, choć to wynikło bardziej ze stawiania sobie niepotrzebnych - sztucznych barier wewnętrznych, jakichś fochów przed samym sobą, jak zwał tak zwał, dlatego - co już wspominałem - nie sfotografowałem nigdy Jerzego Cnoty. A przesiadywał w pobliskim "Kufelku", że nietrudno było go nie spotkać! Tego już nigdy nie naprawię, a gdy dziś o tym myślę, to jednak nietrudno byłoby mi znaleść wspólny temat do rozmowy. Z Bernardem Krawczykiem podobnie, a kanwą do rozmów mogłoby być choćby wspólne miejsce zamieszkania i jakieś historie z tego miasta, temat też już zamknięty na zawsze.
Z Erwinem Sówką było zupełnie inaczej, nie odwiedziłem go siląc się na banał "dzień dobry, Pan maluje sławne obrazy, czy mogę zrobić zdjęcie..." czy coś w tym stylu! Właśnie tego staram się unikać. Powodem mojej wizyty była chęć wzbudzenia wspomnień, a może nawet nowego natchnienia i miałem do tego idealny i unikalny "artefakt" :) I to się udało, okazało się, że mamy tak wiele wspólnych tematów, a wszystko to dlatego, że otacza nas - mimo różnicy pokoleń - ta sama niesamowita aura, takiego miejsca na świecie, jakim jest Janów i okolice z nim powiązane - spięte wspólną klamrą pod szyldem Giesche!
cdn.
Przypadki nie istnieją, dlatego w wyniku takiego, a nie innego splotu wydarzeń - w rezultacie odwiedziłem tego wspaniałego artystę! Ze mną to jest tak, że nie pcham się na siłę, jeśli nie mam konkretnego celu. Nie jestem rzemieślnikiem - portrecistą, który musi mieć każdego mniej, czy bardziej znanego, choćby ta osoba zajmowała się jakimś kosmicznie odległym zajęciem o którym nie mam pojęcia... W kilku przypadkach mnie to zgubiło, choć to wynikło bardziej ze stawiania sobie niepotrzebnych - sztucznych barier wewnętrznych, jakichś fochów przed samym sobą, jak zwał tak zwał, dlatego - co już wspominałem - nie sfotografowałem nigdy Jerzego Cnoty. A przesiadywał w pobliskim "Kufelku", że nietrudno było go nie spotkać! Tego już nigdy nie naprawię, a gdy dziś o tym myślę, to jednak nietrudno byłoby mi znaleść wspólny temat do rozmowy. Z Bernardem Krawczykiem podobnie, a kanwą do rozmów mogłoby być choćby wspólne miejsce zamieszkania i jakieś historie z tego miasta, temat też już zamknięty na zawsze.
Z Erwinem Sówką było zupełnie inaczej, nie odwiedziłem go siląc się na banał "dzień dobry, Pan maluje sławne obrazy, czy mogę zrobić zdjęcie..." czy coś w tym stylu! Właśnie tego staram się unikać. Powodem mojej wizyty była chęć wzbudzenia wspomnień, a może nawet nowego natchnienia i miałem do tego idealny i unikalny "artefakt" :) I to się udało, okazało się, że mamy tak wiele wspólnych tematów, a wszystko to dlatego, że otacza nas - mimo różnicy pokoleń - ta sama niesamowita aura, takiego miejsca na świecie, jakim jest Janów i okolice z nim powiązane - spięte wspólną klamrą pod szyldem Giesche!
cdn.
Komentarze
Prześlij komentarz