Dom na końcu ulicy


4 kwietnia 2009 roku umarła kolejna cząstka mojego serca!
Mieszkańców domu na końcu ulicy – bo tak zawsze go nazywałem, poznałem jak to przeważnie bywa zupełnym przypadkiem we wrześniu 2006 roku podczas spontanicznego foto-plenerku na który wyciągnął mnie Jurek – kolega z Warszawy często bywający, a dawniej mieszkający na Śląsku. Spacerując po Starym Chorzowie obwieszeni aparatami i mając już kilka udanych kadrów za sobą zobaczyliśmy ten dom, pogoda była bardzo słoneczna a na podwórzu pod drzewami rozsiadywało mnóstwo ludzi z przewagą dzieciaków, z pewnością ponad jedna rodzina. To był jeden z takich wspaniałych momentów gdy wystarczy kilka wzajemnych spojrzeń by po chwili zostać zaproszonym na swoje terytorium do zrobienia paru zdjęć. Dzieciaki właziły w nam kadry i sobie wzajemnie na głowę nieomal. Jurek portretował jedną grupkę a ja drugą. Ich rodzice także nie mieli niczego przeciw. Pierwszy film skończył mi się niemal od razu, ponieważ zapomniałem wyłączyć drajwu z pięcio klatkowym trybem na sekundę!:) Mieszkało tam kilka rodzin w większości romskich, przyjeżdżałem tam jeszcze kilka razy fotografując kolejno całe rodziny przed domem a później we wnętrzach ich mieszkań. Ostatni raz byłem tam w lecie 2007 oczekując na wyburzanie pobliskiego komina, potem już tylko mijałem ten dom podczas rowerowych przejażdżek, ale zawsze coś się działo – dzieciaki biegały, okna pootwierane, ręczniki się suszyły. W dniu 4 kwietnia 2009 w słoneczną sobotę podczas pierwszego rowerowego wypadu w tym roku także zahaczyłem o te rejony Chorzowa. Widok był wstrząsający: wśród nieśmiało wybijającej się zieleni stała opuszczona ruina bez okien, spalone wnętrza mieszkań i częściowo zawalony dach. To nie był pierwszy obrazek ewidentnej zmiany w krajobrazie jaki zobaczyłem tego dnia, ale widząc ten obraz serce zabolało najmocniej.

Komentarze

Popularne posty