parkowe pitu, pitu


Po pięknej sobocie nastała równie piękna choć mniej słoneczna niedziela. Kończąc przejażdżkę rowerową jak zawsze zajechałem do naszego wspaniałego parku, kręcąc się po alejkach opadłem w dół i osiadłem w jednej z kawiarenek z kręgu. Delektując się chłodnym złocistym w plastikowym kubku nagle uświadomiłem sobie że wokół dzieje się cały spektakl dźwięków: ludzkich, śpiew przyrody, szum sunących rowerów rzadziej samochodów czy motocykli. Wsłuchując się w tą niesamowitą „żywą muzykę” odpoczywającej słonecznej niedzieli zacząłem obserwować kto jest kim i o czym rozmawia. Przechodziły pary młodych i zakochanych: ona szczupła, on wyższy i szczuplejszy. Stolik dalej ślonsko rodzinka racząc się piwkiem pociskała ble ble ble ale ojciec tejże był najbardziej godatliwy, co chwila wymachując małym gustownym cyfrakiem – pewnie kupionym niedawno na raty w promocji... To taki typ mojego byłego szwagra „chopie co jo to niy jest i kaj jo to niy był!” ;) Potem przyszła para, on prowadził rower z paną w przednim kole, ona chuda – typ poważnej zaczytanej studentki (ale bez bryli) lubiącej chodzić po górach (fatalny ponury ubiór) – nie uśmiechnęła się ani razu!. On chętnie ona niezbyt do zalegnięcia przy stoliku. Czymu synek za swoje spontaniczne i tu akurat nieszkodliwe pomysły (kulturalnie spocząć na chwilkę przy piwku) musi zostać ofuknięty przez niezadowolono ze wszystkiego dziołcha – to jakie uczucia ich łączą, czy kochają się namiętnie? Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić. Zamówili piwo i hamburgera – na spóła. Za plecami babcia dogląda wnuczka któremu ojciec biegnie z pomocą do awarii rowerka. Szef knajpki – krępy z tatuażem przysuwa mi czwarte krzesło do stolika – żeby było do kompletu. Tło tych wszystkich zdarzeń wypełniają śpiewy ptaków, szczeknięcia piesków, wesołe krzyki dzieciaków, czasem płacz. Dwie pary siedzące obok fajnie na luzie sobie łosprawiają – jedna małym z dzieckiem. On do niej mniej więcej toczy monolog „wszystko przez Ciebie... a mogłech się jako wolny człowiek łazić po imprezach...” a każde to zdanie z poczuciem humoru w pełni akceptowalne przez żonę i pozostałych. Poszli, przyszła inna para z dzieckiem, mały trocha za dużo futrowany i niestety erbnął te skłonności w genach po tatusiu, ona o figurze neutralnej, jedzą lody. (…) Przyznam że mógłbym tam posiedzieć jeszcze sporo czasu, bo obserwacja ta była niesłychanie ciekawa i wysuwająca szereg wniosków głównie w tematach ona-on czy rodzina. Przyszedł mi też w skojarzeniu utwór Piotra Rzaczka „Basen Tribal” tyle że tu tą dżunglą przeróżnych dźwięków i głosów było bezpośrednie moje otoczenie tejże słonecznej niedzieli.

Komentarze

Popularne posty