362
O tym poziomie w szybie Roździeński wspominałem już na blogu. Nie wymyśliłem go sobie, nie jest to wytwór błędnych skojarzeń faktów z przeszłości. Starzy górnicy związani z Roździeńskim* oczywiście potwierdzą mi, że istniał dawno temu i już nie istnieje - dziwiąc się przy okazji, kto by to chciał wspominać i po co?! Ale ja zawsze drążę takie tematy... Doskonale pamiętałem fakt, że na poziomie 362 - wracając w stronę szybu - było go widać na przestrzał, co oznaczało, że podszybie ma obejście. Skipy jeździły jak szalone wydając specyficzny szum. Ojciec kolegi - emeryt z Roździeńskiego - kiedyś wykłócał się ze mną, że tam tak nie było. Z całym szacunkiem Panie Waltrze - za mojej pamięci tam tak było!:) Ten fakt, mogę potwierdzić formalnie, pokazując plan tego poziomu, udostępniony do wglądu, przez kierownika oddziału, który z resztą potwierdził moje inne wspomnienia związane z tą kopalnią - dodając konkretne wyjaśnienia (może kiedyś, kolejny temat na osobny wpis...)
Często zastanawiałem się, czy po nieistniejącym poziomie 362 cokolwiek pozostało? Zazwyczaj w szybie ślad pozostaje, choćby inny rodzaj obudowy stalowej oszybia, która rozpoczynała ukształtowanie otworu podszybia - tzw. krzesło szybowe, powinna też być jakaś wnęka z wymurowaną tamą. Jeśli tak jest, to jest też pozostawiony dostęp w postaci np. otwieranej kraty...
Jak było w latach 90tych na poziomie 362, to opisywałem w "Nie chciałem być górnikiem", i to była mocno subiektywna opinia - z perspektywy przeżyć młodego synka, który chciał, a potem już nie chciał... Pewnie, nie pisałbym więcej, bo byłoby to powtarzanie się, ale ostatnio poznałem człowieka, który wyjaśnił i dopowiedział mi wiele spraw z tamtego czasu. Czyli tak. Poziom 362, to był (nazywając po górniczemu) Oddział 6. Fedrowano tam węgiel ostatnimi ścianami nr 600, 601 do połowy lat 90tych. Był to rejon graniczny z kopalnią Mysłowice (tzw. dowierzchnia graniczna), której to odgłosy ferowania w pobliżu, podobno dawały się usłyszeć i po stronie Wieczorka!
Moje pamiętne zdarzenie, podczas wycieczki po dole - podczas dojścia do ściany, które opisywałem cytując: " 'chwila chopcy, bo nom się tu zasypało, zaroz łodkopiom wejście' i nagle z dolnej części chodnika przebija się górnik z łopatą, no i schodzimy pojedynczo do ściany prowizorycznym wąskim gardłem!" także mi się nie uroiło! Była to sytuacja, wynikająca albo z niedokładności obliczeń lub niespodziewanych ruchów podziemnych, które w danym okresie czasu nieco "pochylały" urabiany pokład węgla. Po prostu kombajn podążał za złożem (razem z sekcjami i pancrem ofc...), a końcowy chodnik przyścianowy ( dowierzchnia ) trafiał nieco wyżej, w związku z tym, do lica ściany załoga schodziła z tej strony momentami, nawet po drabince. Dla mających pewne wyobrażenie o działaniu ściany wydobywczej - tłumaczę, że z tej strony nie było przenośnika z odstawą węgla - ten znajdował się na początku ściany, gdzie poziom oczywiście był równy. Wyjaśniło się też pochodzenie wielu sekcji obudowy ścianowej, które zalegały dziesiątki metrów w chodniku między szybem Wschodnim, a Roździeńskim. Pochodziły właśnie z likwidowanych w tym rejonie ścian (wydobycie, kończyło się tam definitywnie z początkiem lat 90tych, co już wspominałem). W wyniku szybkiego postępu likwidacji, dochodziło do zatorów komunikacyjnych i składowano te sekcje po prostu w chodnikach - tymczasowo. Tyle, tytułem bardziej merytorycznego uzupełnienia :)
I tak - po 26 latach (sic!) - to się dzieje. Maszynista wyciągowy, wg poleceń sygnalisty poprzez Echo - zatrzymuje szolę na poziomie 362. W szybie leje totalnie, nie ma mowy o spoglądaniu w górę, za światełkiem powierzchni, to nie są warunki na przyzwoite zdjęcie, a nawet na hardkorowe ujęcia (a mam takie), to nie jest przyjemna wiosenna ulewa - a woda w szybie jeszcze bywa słona! Za to jest krata, a za nią mała wnęka - tyle zostało z mojego poziomu. Przeciskam się z klatki między prowadnikiem, moknąc razem ze sprzętem. Wnęka pozostawiona po podszybiu, ma swoją minimalną głębokość ze 3 metry, ale przejście wgłąb jest bardzo wąskie, ponieważ stoją tam dwa wielkie kwadratowe zbiorniki wyrównawcze z instalacją wodną. Staję pod murem i naświetlam kilka klatek ultraszeroko. Nie będą to piękne kadry, ale będą miały moc wspomnień - to mi wystarczy - doświadczyć miejsca! Wracam, jeszcze naświetlę ujęcie od strony wejścia do szoli. Tyle i aż tyle. Można powiedzieć, że był to powrót do miejsca symbolicznego, bo przecież pierwsza wizyta tutaj, tak naprawdę przesądziła o moich dalszych planach w życiu! Czego do dziś nie żałuję.
* Przy ogromnym organiźmie, jakim Giesche / Wieczorek był, załogi były związane z konkretnymi rejonami kopalni (jak Wilson, Ligoń, nawet Jan czy Roździeński...), a nie tylko z numerami ścian. Gdy więc, ktoś z Wieczorka Ci mówi "...pracowałem wtedy na Wilsonie" - niekoniecznie musi znać oddziały czy ściany przy Pułaskim czy Roździeńskim!
To zdjęcie podszybia, ale to już poziom 580 - szyb widziany na przestrzał, bo wspominałem, że na 362 też było obejście podszybia.
I tytułem zakończenia, wypada mi wspomnieć smutny fakt - że dzień publikacji powyższego wpisu, jest dniem, w którym pobliski Oszacht (celowo na naszymu) na zawsze utracił możliwości wyciągowe - zdemontowano klatki i dzisiaj zdjęto linę :(
Ładnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam że podszybie szybu Roździeński poź.362 miało obejście w koło. Pracowałem w latach 84-98 w dziale wentylacji. Chodziło się po całej kopalni ,znałem wszystkie szyby i poziomy
OdpowiedzUsuń