kolejowo...

Tarnowskie Góry to niewielkie miasteczko słynące jak zapewne wiecie z tego, że znajduje się tam największa w europie (i jak dotąd wciąż nie przeorana przez buldożery) bocznica kolejowa. Poza tym jest też mały zgrabny ryneczek i w pierony różnych galerii, w każdym razie życie kulturalne w tym miasteczku toczy się z o wiele większą pompą niż w zapyziałych Katowicach. Podobno jest to jeszcze nasz śląsk choć nie było mi jeszcze dane poznać stamtąd kogoś, fto by godoł po naszymu, no ale może sie jeszcze kejś, ftoś trefi? ;) Ale co z tą koleją? To temat który mnie interesował od wczesnego dzieciństwa, za bajtla dziadek zabierał mnie na różne weekendowe wyjazdy pociągami, albo chociaż na sam katowicki dworzec na ciemne piwo i pooglądać pociągi... Piko przywożone przez rodziców z NRD zalega mi do dziś całą szafkę, takich rzeczy nawet siostrzeńcom się nie rozdaje – to bezcenne pamiątki i niech sie tam leżą na wieki w tej szafce. Przez TG przejeżdża do dziś jeden jedyny tor wąskotorówki – linii wycieczkowej Bytom – Miasteczko Śląskie, czynnej do dziś i ostatniej zachowanej z całej sieci oplatającej kiedyś górny śląsk. Widok tego jednego pordzewiałego toru czasem przeplatającego się w okolicy tych wielkich bocznic, a czasem biegnącego łąkami i poboczami dzielnic „gierkowskich” domków jednorodzinnych wygląda bardzo groteskowo, obraz nędzy i rozpaczy po prostu, no ale niech choć tyla się zachowało, to niech się to jeździ jak najdłużej. Jak widać temat kolejowy nawet w ten piątkowy wieczór mi spasował, gdyż w telewizorze emitują właśnie po raz n-ty Liberatora II i tak byśmy może zakończyli ta krótką notatkę kolejowo-wspomnieniową.

Komentarze

Popularne posty